Mięsopust

(archives)

Nie módl się za mnie

– Ludwik Perney

Przyznaj się, wymodliłeś tę bliskość?
Chmury prawie dotykają dachu domu.
Niebo wygięło się w czarny kłębiasty wór,
do którego zsuwają się oburzeni święci.

Kosma i Damian rzucają kamienie, wygrażają
średniowiecznymi narzędziami do przyżegania
– zamkną plugawe usta, wypalą lubieżne myśli,
nawiercą czaszkę i wypędzą demony.

[audio:nie modl sie za mnie.mp3]
czyta Maciek Doryk

Stacja skrzyżowanie

– Ludwik Perney
Przy stole nie znajdziesz miejsca, mimo że jest pusty
– każdy bok będzie zbyt kanciasty, blat zawsze nierówny;
gdy przesuniesz dłonią, głęboko w skórę wbije się gwóźdź.
Jakkolwiek usiądę, będzie mi wygodnie – oprę łokcie

na idealnej wysokości, stołowa noga nie stanie na drodze
mojej goleni, ręce się nie skrzyżują, dłoń nie uderzy o blat,

a gdy uderzy, huknie tak mocno, że brzękną naczynia,
trzej magowie wstaną, zgaszą kadzidło, zabiorą mirrę,
wyjdą i nie wrócą już nigdy, chyba że po gwoździe.

Apokryf z Czermnej

– Ludwik Perney

Odwracam się, ale obok nikogo nie ma – obojętnie
czy jestem wzruszony, spokojny, czy kpię – zostaję sam.
To pewnie te zbyt mocno unerwione palce. Wsadzam je
w wytrawiony oczodół, przesuwam po żebrach

– chcesz, mogę wystukać rytm. Będziemy się w nim kołysać.
Ulegniemy aurze lekkiego wiatru i czerwonych blasków
płomieni odbijających się od skał; zaśniemy
z poczuciem nowej religii starej jak świat.

Obudzę się w mokrym śpiworze, zmarznięty
– jak przystało – na kość. Nie będzie za mną nikogo,
komu mógłbym wsunąć dłoń w ciepłą ranę.

[audio:Apokryf-z-Czermnej.mp3]

czyta Maciek Doryk

Nadchodzą znaki

– Ludwik Perney

Wciąż pytają gdzie jesteś. Odpowiadam tak, jak uczyłeś:
że rozwiązanie jest blisko; nadejdzie – tak jak nadchodzą znaki.
Nie karcę ich, a i tak łkają, że wszystkie cierpienia zadajesz ty.

Proszą i dziękują w sposób, który wywołuje znużenie;
za to dreszczy mną nostalgia, gdy z pasją złorzeczą.

Lubią wizualizacje – ich zakazany owoc. Miałeś świetną intuicję
sugerując, że jesteście do siebie podobni. Nienawidzę psów,
kogutów i węży, lecz najbardziej małp – prześladuje mnie myśl,
że Rzymianie pozwolą zaszyć mnie w worku i utopić w rzece.

Nie ma narzędzia zbrodni – nie wiem, gdzie zakopałem garotę,
jednak pocę się krwią, gdy chmury układają się w mordy zwierząt,
a liście w gaju oliwnym tworzą napis: „Poena cullei”.

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie