Cynamon, soda

– Ludwik Perney

1.
Domowa uroczystość, rocznica narodzin
któregoś z nas – nieważne którego
– przegryzamy słodkie ciasta
i gorycz.

Między nami unosi się wstyd
– jakby bycie rodziną polegało na
wspólnej tajemnicy, której nie potrafię
sobie przypomnieć.

2.
Wiktor nauczył się kłamać.
Patrzy w oczy i zapewnia tak gorliwie
– próbuje zmienić istotę spraw, nie wie,
jak bardzo są nieistotne względem kłamstwa.

3.
Ojciec zmienia koncepcję pochówku
(czekoladowa babka wyszła świetna!),
chce, żeby jego prochy rozsypać,

wie, że nie jest to zgodne z prawem,
ale przecież możemy oddać urzędnikom
pustą urnę – żyje pod prąd, marzy,
żeby raz mu się oddać?

4.
Narośl na kolanie zniknie, gdy przestaniesz rosnąć
– lekarz, który diagnozował, wyszedł z założenia,
że wciąż coś w nas narasta, żeby zniknąć.

2 komentarze

  1. Jak dla mnie, Panie Ludwiku, bardzo dobrze, wielopłaszczyznowo, pierwsza bardzo dobra, druga dobra, trzecia – nie wyrzucać babki czekoladowej! „chce żeby rozsypać jego prochy” – w czytaniu na głos tak brzmi lepiej dla mnie, ale to nieistotne wszak. „żeby raz mu się oddać?” – komu, czemu? fajnie się podomyślać. A puenta jest rewelacyjna.

  2. :-) dziękuję. Babki nie wyrzucę, fajnie wiąże tekst, prawda?

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie