Nie szydź, nie wytrzymam więcej szyderstw,
nadchodzi zmierzch, nie potrafię krzyknąć.
Wezwałbym imię ojca, spytał, gdzie jest
i czy mnie nie opuścił; nie opuszczaj, ojcze.
Coraz więcej rozumiem, przez co mniej czuję.
Nie boli szturchanie w bok, ignoruję piania,
bawią mnie nieprzyjazne spojrzenia, grymasy.
Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną
kradł konie, pędził, zaglądał przez okna wagonów;
a ja wystawię kciuk i zatrzymam pociąg.
Fajnie cięte! Ostre tempo udziela się czytelnikowi! Lubie ostre, rytmiczne kawałki. Jest w tym pewnie tęsknota za punkową energią dawnych czasów.
Czekam z wielkim apatytem na książkę:)
fajne,takie chłopięce ;)
jest nerw, który lubię, ciekawy , b. ciekawy pomysł na wiersz,
„pazurny” tytuł…
)))
Temat punk rocka przewijał mi się wczoraj przez myśli, nawet myślałem o punku w kontekście wspomnienia jakiejś rozmowy Tobą :-) No ale wiersz napisałem kilka dni wcześniej.
Cieszę się, że Cię poderwało! :-)
kowboye, pociąg i rewolwery? :-)
Dziękuję, Ewo, za miłe odwiedziny! :-)
Dziekuję za zaproszenie. Warto było skorzystać. To jest pełne tęsknoty i bardzo ludzkie. Niektórych uczuć sama nigdy trafniej nie nazwałam (nie opowiedziałam). Piszesz o pewnych tęsnknotach…hmmm…w języku który rozumie moja dusza ( chyba najbardziej adekwatnie jeśli tak napisze ;) ) Pozdrawiam. A.
Pozdrawiam, Anno, miło, że się zazieleniło pod moim wierszem :-)
Dobrze się czyta, ma nerw i klimat jak z amerykańskich filmów drogi, tych które się pamięta. Lubię :)
Dla mnie nieco inaczej – od Chittaway do Syracuse, western z tych ostrzejszych z Biblią w tle. Fajny.
Mario, holy, dziękuję :-)