książka

„Mięsopust” 

 

o „Mięsopuście” Karol Samsel napisał:

I odpuść nam nasze mięso…

Słowo o „Mięsopuście” Marka Radeckiego.

Marek Radecki doskonale wie, czego oczekuje od swoich alter ego. I choć postawił im nadzwyczaj wysokie wymagania – zdradzać samych siebie, rozpraszać cudze spojrzenia, adorować szczątki dawnych sakramentów, to wywiązują się oni z tych zadań z determinacją godną neofitów albo apostołów najwyższej wiary. Strumień narracji wierszy Autora jest swobodny i krystalicznie czysty – Marianna wie, że należy umrzeć wraz z nadejściem zmroku, tak jak wie, że o Białym trzeba opowiadać, zwłaszcza jeśli się nie chce, by ten zakradł się pod dom, gdy jego gospodarz leży zmorzony snem. Ludwik doskonale rozumie, że pierwszą rzeczą, jaką trzeba pokazać wnukowi po jego narodzeniu, jest przerzucanie ciał przez bagnet i jazdy na taborecie.
Tu wszystko już zostało spisane, w pejzażu autora Mięsopustu nie ma miejsca na ziemię nową i nowe niebo. Lecz, na Boga, jak silnymi rękami należałoby wynieść starość z płonącego domu młodości, aby jej nie uronić? Jak ocalić starców – ich ciała, fotografie, oddechy, odzież, przybory do golenia, kosmetyki i maści przeciwbólowe? Jak zatrzymać w ruchu Ludwika i Mariannę, jeśli każde drgnienie powietrza jest deformacją ich widzialnej powłoki:

Płócienny woreczek rozlazł się w palcach, trzymam dziesięć monet,
które kilkadziesiąt lat temu trzymałeś – przesyłka dotarła,
pachnie ziemią i rzeką, nadzieją na życie dłuższe niż pokolenie
– łamanie kodów, deformowanie naszych ciał, Ludwiku
.

(M. Radecki, Rodzynki i orzechy)

I choć ciała bliskich ulegają zniszczeniu, a ich dusze – gmatwaninie, wraz z zagładą osób rodziny zgładzony zostaje dramat dzieciństwa. Pierwszy rozdział debiutanckiego tomu Radeckiego pt. Ludwik Perney – miło nam poświęcony został mitologii rodzinnych śmierci, drugi natomiast: Cztery dni w garniturach – legendzie młodego życia. Autor zgodziłby się zapewne z podmiotem lirycznym wiersza Romana Bratnego pt. Historia, który podsumowuje w jednym zdaniu swój czas utraty słowami: O młode życie wyższy byłem od swojego losu, w którym dziś mieszkam.
Tę wyższość trudno określić bliżej. Z pewnością jest w niej coś z pragnienia dominacji, zwłaszcza wtedy, gdy ogląda się mocny makijaż Miłoszewy, nauczycielki języka lub wsłuchuje się w jej silny ukraiński akcent. Czas bez konieczności szlifowania twardego charakteru owocował wówczas próbami charakterów, przymierzanych do młodej twarzy jak maski, tym lepszych, im mniej dopasowanych. Mania zdobywania mieszała się z pragnieniem uległości:

Zbyt wiele razy słyszałem, że świat jest nasz. Dojrzali
aż do czerwieni pieczątek, czerni podpisów; tak mocnych,
jak narodziny lub zgon. Narodziliśmy się obok dwóch Mart.
Jedna śpiewała, druga wyciągała dłoń do przechodniów.

(M. Radecki, Cztery dni w garniturach)

Trzeci z rozdziałów Mięsopustu pt. Abachi stanowi już formę odprawy w życie, egzystencjalnego uniesienia się w podróż, opis XXI-wiecznej wędrówki człowieka wytrąconego ze spoczynku. Krocząc w głąb rozświetlonych korytarzy, tak jakbyś wchodził na szczyt Annapurny, dotykasz biegunów drugiego człowieka, który zawsze cię ubiega na górze – zdaje się mówić Ludwik Perney, mistyczny pielgrzym z Mięsopustu, a Marek Radecki jego słowa bez wahania potwierdza. Należy nam bowiem zawsze uciekać, o ile tylko bieg ten jest ucieczką w odnalezienie siebie samego:

Często pij i jedz – w tym kraju raz dziennie to za mało
– jesteśmy nepalskimi tragarzami, każdy dźwiga,
ile może. Tylko słabi nie mają co nieść.

(M. Radecki, Nów – kalendarz księżycowy)

Koda, która zamyka książkę, to powolny zmierzch wszystkich głosów mówiących. Przede wszystkim jednak – zmierzch Ludwika Perneya, który umiera zbyt wcześnie i zbyt późno, by stanowić coś więcej niż widmowe echo całości. Co odróżnia Ludwika od płodu Lyzane Potvin, dla którego zabrakło macicy matki albo od włókniaka Marianny, który kończy właśnie 33. rok życia i który należałoby usunąć? Nic. Perney jest naroślą świata Mięsopustu, niepotrzebną esencją, bezużytecznym bogiem tej książki, który nie nadaje się nawet na mesjasza. Jak o niebo lepiej rolę zbawcy spełnialiby Antoine de Lavouisier z Kwasorodu albo José de Acosta z Omamów – piosenki José de Acosty. Zarówno czwarty rozdział Mięsopust, jak i piąty Omamy, pełne są takich wyrazistych sylwet. Po co nam Ludwik Perney?
Właśnie w studium tej „niepotrzebności” tkwi siła debutanckiego zbioru wierszy Marka Radeckiego. Mięsopust nie jest niczym więcej ponad studium „poronienia”. To, co zostało „poronione”, jest odpadkiem, oszczędnością ciała, powstrzymaniem się od istnienia. Jest postem bytu. To znaczy: mięsopustem. W tym świecie nie ma dla Ludwika Perneya ani czasu zmartwychwstania, ani – przynajmniej – czasu karnawału. Jest niebyt, nicość i pożeranie:

O mamo, chrząstki łączące płaty czaszki
wciąż się nie zrosły, a w głowie roją się
dziki – widzę długie, szare szczeciny, mokre ryje
– węszą nienażarte przed moimi stopami[…].

(M. Radecki, Omamy – piosenka José de Acosty)

KS

Recenzje:

Pomorski Magazyn Literacko-Artystyczny Latarnia Morska” (Wanda Skalska) – czytaj recenzję

Kwartalnik sZAFa, Krytyka Literacka (Teresa Rudowicz) – czytaj recenzję

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie