Wiatr przesuwa liście na podwórku,
rzeka akompaniuje. Jest coraz chłodniej.
Zza drzwi letniaka cicho brzęczy radio:
w tę noc spadnie deszcz meteorytów.
Cisza jak ta, gdy otworzyły się i zamknęły drzwi
– babcia jest już blisko – powiedział wtedy ojciec
i karawan przybył za kwadrans.
Korniki skrobały, a ja wstydziłem się
-choroba zmieniła babcię tak bardzo,
że nie potrafiłem przestać się jej bać.
Zaczyna się – gwiazdy spadają
jedna za drugą, a ja nie mam życzeń.