Wódka, guzik i inne korzyści

– Ludwik Perney

Od chwili gdy zrozumiałem, że mógłbym napisać wiersz
o guziku znalezionym w mongolskim stepowym żwirze,
od chwili gdy zrozumiałem, że nie ma sensu wspominać
w wierszu o mongolskiej wódce (nawet jeśli nazwę ją „archi”),

od chwili gdy na podłodze domu, którego nie pokochałem
(ale z czasem pokocham), ujrzałem nagą kobietę – właściwie
nie nagą, lecz więcej, bo odzianą w zmysłową bieliznę
(leżała nieskrępowana nagością, czekała, aż do niej zejdę),

do chwili gdy trzymając mongolski guzik pożałowałem,
że jest zbyt mały, żeby zdobić ścianę (zaginąłby na niej,
jak na stepie), do chwili gdy wyciągając z kartonu butelkę
ukraińskiej wódki pomyślałem, że jest smaczniejsza od archi,

do chwili gdy okazało się, że kobietę ułożył na podłodze stolarz,
że jest ona zimną, prawie nagą suką, właściwie obrazem kobiety
nadrukowanym na martwym bilbordzie, mogłem pogodzić się
z każdym zdemaskowanym złudzeniem. Ale nie skorzystałem.

4 komentarze

  1. Fantastycznie się rozkręcasz!

  2. Dziękuję, Marku :-)))

  3. I nigdy się nie gódź! Z niezgody wynikają takie wiersze

  4. Nie ma szans na zgodę na niszczenie moich złudzeń ;-)

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie