Apokryf z Czermnej

– Ludwik Perney

Odwracam się, ale obok nikogo nie ma – obojętnie
czy jestem wzruszony, spokojny, czy kpię – zostaję sam.
To pewnie te zbyt mocno unerwione palce. Wsadzam je
w wytrawiony oczodół, przesuwam po żebrach

– chcesz, mogę wystukać rytm. Będziemy się w nim kołysać.
Ulegniemy aurze lekkiego wiatru i czerwonych blasków
płomieni odbijających się od skał; zaśniemy
z poczuciem nowej religii starej jak świat.

Obudzę się w mokrym śpiworze, zmarznięty
– jak przystało – na kość. Nie będzie za mną nikogo,
komu mógłbym wsunąć dłoń w ciepłą ranę.

[audio:Apokryf-z-Czermnej.mp3]

czyta Maciek Doryk

5 komentarzy

  1. Coś z wpisywaniem masz problemy. Jeden mój wpis skasowało. Zobaczymy, jak będzie z tym.

  2. :-) oj ja tu muszę zatwierdzać wpisy – taka cenzura, ale pewnie da się to zmienić :-)

  3. Oj Panie Ludwiku > Jeśli Byłeś w Czermnej i nie zajrzałeś do mnie masz przechlapane !!! . Toż to dwa kroki niemal za progiem moim . A jeśli wolisz w śpiworze moglibyśmy u mnie pod rozłożystą lipą lub śnieżną czeremchą . Serdecznie z Kotliny

  4. :-) Witam!
    W Czermnej byłem, ale wieki temu :-)
    ale do Kotliny mam plany zajrzeć na motorze :-)
    Chętnie bym wpadł na kawę o ile bywasz w domu… bo do szpitala mam nadzieję, ze jednak nie ;-)

  5. Bywam Ludwiku , czasami :) daj znać jak będziesz w pobliżu

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie