Martwe od lat przeboje obijają się o surowe zbocza
przy Szosie Transfogaraskiej, szukają powietrznego
pochówku, ale tu nie ma sępów, tylko owce i świnie.
Szymon domyka zamek tropiku, wtula twarz w śpiwór
i złorzeczy, że zaraz pójdzie do diabelskiego koczowiska,
spojrzy demonowi w oczy i wykpi jego muzyczny gust.
Cyganie zasypiają, dwa tysiące metrów nad poziomem
morza zapada cisza. Szymon włącza idiotyczny kawałek,
wyskakuje z namiotu i drze się z wokalistą i chórkiem:
„Nie, Sydney, nikt cię nie dogoni!”. Owinięty śpiworem
skacze wśród owczych bobków, rozkoszuje się myślą,
że refren będzie nękał Cyganów przynajmniej całe jutro.
Szosa Transfogaraska wzięła mnie szczególnie, bardzo dobre pisanie, lubię tu wpadać.
Dzięki, miło się podzielić :-)